pawlowice

21 kwietnia 2015 r. - Wrocław nie jest miastem otwartym, ani wielokulturowym - Szalenie ważny głos w dyskusji o naszym mieście. Poniżej zamieszczamy jego fragmenty...

2015 04 Bendyk diagnoza

DIAGNOZA SPOŁECZNA. O wiele bardziej wielokulturowa od Wrocławia jest Warszawa. We Wrocławiu uderza bardzo patriarchalny model rodziny i niewielki odsetek zjawisk kojarzonych dziś z metropolitalnością, jak związki nieformalne. Dzieci się tu rodzą bardzo "po bożemu"

Przemysław Witkowski: Jaki wizerunek miasta wyłania się z Wrocławskiej Diagnozy Społecznej 2014?

Edwin Bendyk: Dyskusje o wizerunku to chyba wrocławska specyfika (śmiech). Pamiętam, jak w drugiej połowie lat 80. bodaj w "Miesięczniku Odra" ukazał się krytyczny artykuł dowodzący, że siła i specyfika wrocławskiej kultury odwołująca się m.in. do tradycji Grotowskiego to fikcja, bo wszystkie zdrowe siły wyemigrowały z Wrocławia i przeniosły się albo do Warszawy, albo do Krakowa. To napięcie między wizerunkiem, który sami wrocławianie pielęgnowali, a rzeczywistością było więc silne i wtedy. Podobnie zresztą jak swoisty urok, jakim Wrocław oddziaływał na mieszkańców innych miast. Urok miasta kulturowo odważnego, gotowego do eksperymentu, miejsca Pomarańczowej Alternatywy. Najsłabsze dla niego były lata 90., do powodzi, kiedy wielu ekspertów pokazywało, że Szczecin ma większy potencjał do rozwoju niż Wrocław.

(...) Wrocław z kolei zdołał przejść poprzemysłową transformację, unikając pułapek monokultury, budując zdywersyfikowaną gospodarkę z miejscami pracy zarówno dla najwyższej klasy specjalistów, by wspomnieć Nokię, jak i dla mniej wykwalifikowanych pracowników. Bardzo wysokie przez wiele lat tempo wzrostu Wrocławia to fakt, a nie jedynie propagandowe hasło.

(...) diagnoza pokazuje, że z jednej strony wrocławska rodzina coraz bardziej się "nuklearyzuje", dominujący model to 2+1. Jednocześnie jednak, wbrew werbalnym deklaracjom, wrocławska rodzina jest ciągle bardzo patriarchalna. Dominacja tego konserwatywnego wzorca kulturowego okazuje się jednak słabsza od racjonalności ekonomicznej, która podpowiada, by nie rozpraszać szczupłych zasobów na wychowanie liczniejszego potomstwa, lecz koncentrować "inwestycję".

(...) Z badania wynika, że to bardzo konserwatywne społecznie miasto. Tymczasem we własnej opinii bardzo otwarte. - Wszystko zależy, jak definiujemy różne pojęcia. To jednak fakt, że pielęgnowany przez wrocławian wizerunek miasta najbardziej chyba odbiega od rzeczywistości. Siłą rzeczy jest to miasto imigrantów, ale to już historia - dziś migracyjna dynamika jest raczej niewielka. Z wyników diagnozy wynika, że tylko ok. 10 proc. badanych urodziło się poza Wrocławiem. Do tego większość z nich pochodzi z Dolnego Śląska. Jeszcze większym mitem, w świetle badań przeprowadzonych przez socjologów z Uniwersytetu Wrocławskiego, okazuje się wielokulturowość Wrocławia. Tak naprawdę najbardziej wielokulturowym polskim miastem, ze względu na pełnione funkcje państwowe i gospodarcze, jest Warszawa.

(...) - Są miejsca, które błyszczą i robią wrażenie. Widać to wyraźnie, posuwając się od Dworca Głównego do Rynku i dalej wzdłuż Odry, aż do Hali Stulecia. To są tereny na pokaz. Kiedy jednak oddalimy się trochę od nich, czy to w kierunku Śródmieścia, czy Przedmieścia Oławskiego, widać wyraźnie, że bogactwo nie rozkłada się we Wrocławiu równo.

(...) Dzisiaj nie ma jednej wizji polityki rozwoju dla miast. Nie wiadomo, czy lepiej w rozwijaniu miasta skupić się na rozwijaniu tkanki mieszkaniowej i inwestować, co się da, w budownictwo, żeby przyciągać nowych mieszkańców, czy raczej zwiększać nakłady na kulturę, po to żeby podnosić ich kompetencje kulturowe i zwiększać potencjał innowacyjny i kreatywny.

(...) Tutejsza władza przez lata działała w modelu oświeconej monarchii, bardzo skutecznie zaspokajając potrzeby mieszkańców, zwłaszcza swojego elektoratu. Ta swoista nadsprawność mogła być przyczyną demobilizacji sektora społecznego, osłabienia oddolnej aktywności. W konsekwencji okazało się to niebezpieczne zarówno dla sfery społecznej, jak i dla samej władzy. Socjologowie od dekady opisują proces coraz większej fragmentacji społecznej i zmieniających się wraz z nią potrzeb i aspiracji. Jeśli do tego dołożyć przemianę struktury wykształcenia, jaka nałożyła się w Polsce na ten proces, to okaże się, że naprzeciw działającej ciągle w podobnym stylu władzy stanęło zupełnie nowe społeczeństwo. Tyle tylko, że we Wrocławiu brak dobrze wykształconej struktury organizacyjnej sektora społecznego spowodował, że zabrakło kanałów, za pomocą których można by komunikować nowe roszczenia, niezadowolenie. W rezultacie podczas ostatnich wyborów doszło do kumulacji gniewu, który znalazł ujście w procesie politycznym, niemal doprowadzając do odebrania władzy Rafałowi Dutkiewiczowi. Poza pewnymi specyficznymi grupami, takimi jak rowerzyści, nie było takiej mobilizacji.

(...) We Wrocławiu tkanka społeczna i trzeci sektor są bardzo słabo rozwinięte. Miasto powinno rozwój tej sfery stymulować. To powinien być jeden z priorytetów, bo działa to nie tylko dla dobra ogółu społeczeństwa, ale w systemie demokratycznym, jest również korzystne dla samej władzy. Władza dzisiaj powinna zdecydowanie inwestować w maksymalizację kanałów komunikacji ze społeczeństwem.

(...) Wrocławscy socjologowie tymczasem wskazują, że od 28 do nawet 50 proc. mieszkańców dotykają podstawowe problemy egzystencjalne - starość, przegęszczenie w lokalach, wielodzietność. - Cóż, patrząc na rzecz nieco cynicznie - akumulacja problemów występuje w najmniej aktywnych i najmniej zdolnych do mobilizacji warstwach społecznych, które żyją w stanie permanentnego kryzysu przynajmniej od czasu transformacji. O kryzysie w skali makro będzie można mówić wówczas, gdy takie tendencje, jak np. starzenie, zagrożą zdolności miasta do rozwoju i zacznie ono wytwarzać mniej, niż konsumuje.

Czyli wyjściem może być lepsza, nowocześniejsza gospodarka albo mocniejszy kapitał społeczny? - Nie "albo", tu nie ma alternatywy. Nie będzie nowocześniejszej gospodarki bez poprawy kapitału społecznego. Dlatego trzeba równoważyć proces inwestycji w gospodarkę i w rozwój społeczny, tak by się wzajemnie wzmacniały. Nadwyżki, jakie powstają z rozwoju gospodarczego, powinny być reinwestowane w rozwój infrastruktury umożliwiającej nie tylko dalszy rozwój biznesu, ale także włączanie do systemu wytwarzania wartości osoby z różnych względów obecnie zmarginalizowane: emerytów, niepełnosprawnych, gorzej wykształconych. (...) Alternatywą jest, ujmując rzecz w uproszczeniu, latynoamerykański model rozwoju polegający na segmentacji bogactwa i biedy upchniętej w slamsach.

Czy model ten grozi Wrocławiowi? - W dalszej perspektywie może. Już teraz w dużych miastach istnieje sporo osiedli, które mają de facto strukturę slumsów, w których bieda reprodukuje się z pokolenia na pokolenie. Warszawska Praga, łódzkie Bałuty, wrocławski "Trójkąt Bermudzki". Nie są to jeszcze slumsy takie jak w Ameryce Południowej, ale ta tendencja jest niebezpieczna. (...)

W zmarginalizowanych osiedlach nie powstają nowe obiekty kulturalne, a biblioteki są zamykane "z braku chętnych". Pozornie właściwy, racjonalny argument pokazuje, jak bardzo została zaniedbana edukacja kulturalna, kolejny efekt marginalizacji. Liberalny argument, że z kultury powinien korzystać ten, kto ma na to ochotę, zasłania fakt, że ochota na korzystanie z kultury nie bierze się z powietrza. Wymaga nie tylko infrastruktury, lecz również kompetencji i tego, co Francuzi nazywają "desire de la culture", pragnieniem kultury. Można je wynieść z domu, choć w Polsce odsetek takich domów jest znikomy. Skoro nie dom, to edukacja publiczna, tylko że ta podczas ostatniej reformy wykreśliła edukację kulturalną ze swego programu. Dziś jednak wiemy, tego uczy m.in. doświadczenie Brazylii czy Kolumbii, że żaden program włączenia społecznego i ekonomicznego nie odniesie skutku, jeśli nie będzie mu towarzyszyć włączenie do kultury.

Czyli stworzenie nowoczesnej mediateki nie rozwiązuje problemu? - Oczywiście, że nie. Nawet jeśli będzie ona hipernowoczesna. Nie zlikwiduje ona problemu niskiego korzystania z kultury i szybko zostanie przejęta przez klasę średnią. Potrzebna jest wielowymiarowa edukacja kulturalna, z pozytywną dyskryminacją włącznie, polegającą np. na preferencjach w dostępie do instytucji kultury za pomocą darmowych biletów oraz na ocenie działalności tych instytucji na podstawie sukcesów, jakie osiągnęły w docieraniu do osób ze środowisk defaworyzowanych. Tak np. robią Amerykanie.

(...) Co więc robić? Zwiększyć nakłady na budżet obywatelski? - To jest postulat, który mam dla wszystkich miast, bo wszędzie budżet obywatelski ma trochę charakter fasadowy. Był lepiej lub gorzej wykonywany, ale zawsze sumy nań zużyte były zbyt małe. W jaki sposób w ogóle uspołecznić debatę o budżecie obywatelskim miasta, żeby wyjść z wymuszanego przez demokrację przedstawicielską partykularyzmu interesów grup rządzących? Problem jest taki, że wszystkie inicjatywy partycypacyjne, przez niską aktywność społeczną Polaków, są zagrożone tym, że zostaną przejęte przez grupy interesu. Dotyczy to również budżetu obywatelskiego. Trzeba jednak robić wszystko, żeby ludzi włączać do jakichkolwiek form aktywności. Włączanie przez kulturę jest włączaniem również do aktywności politycznej. Buduję podmiotowość.

Co z kompetencjami rad osiedli? - W Gorzowie Wielkopolskim pierwszą decyzją prezydenta z ruchów miejskich było nadanie sensu i znaczenia radom osiedla. Tam ujawniło się, że ta najbliższa wspólnota, osiedlowa, jest tą, w którą ludzie są gotowi się zaangażować. Muszą jednak poczuć, że mają na nią wpływ. Drogą do tego jest nie tylko otwieranie mechanizmów politycznych w postaci budżetu obywatelskiego czy rady osiedla, ale trzeba budować całą infrastrukturę, począwszy od działań w kulturze.

Czyli magistrat nie powinien kręcić nosem na współpracę z NGOsami? - Przeciwnie, powinien jak najbardziej sprzyjać rozwojowi sektora społecznego. Trzeba tylko uważać, żeby nie skompromitować trzeciego sektora, zamieniając go w sektor outsourcingu działań państwa lub samorządu. To jest niestety problem polskich NGOsów, że wykonują za władzę jej obowiązki, za mniejsze pieniądze, często poprzez wyzyskiwanie swoich pracowników. To jest oczywiście ślepa uliczka, która niestety zaczyna być atrakcyjna dla ludzi młodych, bo daje im konkretne miejsca pracy.

(...) - Mówiliśmy już o tym, że we współczesnym społeczeństwie nie ma ludzi i społeczności zbędnych, nie ma powodów dla marginalizacji i wykluczenia np. ze względu na niepełnosprawność lub wiek. Wykształcenie i kompetencje kulturowe można także poprawiać za pomocą odpowiednich działań publicznych. Stawką wobec trendów demograficznych, które tak wyraźnie pokazuje diagnoza, jest jak najszybsze włączanie jak największej liczby osób do sieci wytwarzania wartości. Najważniejsza jest jednak zmiana mentalna, o którą w świetle diagnozy może być najtrudniej - zmiana przekonania, że wykluczenie jest winą wykluczonego, na przekonanie, że wykluczenie jest najczęściej wynikiem niesprawiedliwego działania struktury społecznej, któremu można jednak przeciwdziałać z korzyścią dla wszystkich.

* Edwin Bendyk (ur. 1965) - publicysta, zajmujący się problematyką cywilizacyjną i wpływem techniki na życie społeczne, pracuje w tygodniku "Polityka"; wykłada w Collegium Civitas, gdzie kieruje Ośrodkiem Badań nad Przyszłością, a także w Centrum Nauk Społecznych PAN. Od początku 2015 r. tworzy w Uniwersytecie Warszawskim Laboratorium Miasta Przyszłości.

Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl

Osiedle Huby
ul. Gliniana 55/2
50-525 Wrocław
71 336 96 22
 Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Graficzny odnośnik do serwisu: Wrocław Otwarte Dane  Graficzny odnośnik do serwisu: Wrocławski Budżet Obywatelski  Graficzny odnośnik do serwisu: Wrocławska Karta Turystyczna

Graficzny odnośnik do serwisu: System Informacji Przestrzennej Wrocławia Graficzny odnośnik do serwisu: Nasz Wrocław

Graficzny odnośnik do serwisu: Centrum Usług Informatycznych we Wrocławiu  Graficzny odnośnik do serwisu: BIP