JAN PAWEŁ II na PLACU JANA PAWŁA II
Trwają obchody 40. rocznicy pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Nie odwiedził wtedy Wrocławia. Zrobił to podczas II i VI pielgrzymki. Druga miała miejsce w 1983 r, a we Wrocławiu był 21.06.
Mieszkałem wtedy w Legnicy. Przyjechałem ze znajomymi dzień wcześniej. Jechaliśmy dużym fiatem ul. Legnicką a następnie Podwalem. Na skrzyżowaniu z Zelwerowicza mieliśmy wypadek - zderzenie z tyłem poprzedzającego samochodu. Siedziałem na tylnej kanapie a na półce przy szybie leżał ciężki, radziecki aparat fotograficzny Zenit typu fotosnajper z kolbą jak karabin maszynowy. Tą kolbą dostałem w kręgosłup i do dzisiaj wspominam Szczepin. Nieraz ze łzą w oku. Nie wiedziałem jeszcze wtedy że juz niedługo zamieszkam w pobliżu miejsca wypadku. Aparat fotosnajper i dwa inne dostałem od swojego Klubu Fotograficznego. Klub był organizacją społeczną z ciemnią urządzoną w dawnej pralni. Zostałem oddelegowany i wyposażony przez klub w to co mieliśmy najlepszego. Ciężko było z dostępnością filmów. Miałem jeden slajd i sześć czarno białych ORWO. Byliśmy zakwaterowani u znajomych przy ul. Hallera. Trudno powiedzieć w jakim celu, bo tylko przyjechaliśmy i od razu szliśmy na piechotę na Partynice. Tam czekało nas spore zamieszanie z milicją, która przy przeszukaniu zobaczyła u mnie kolbę od karabinu ( sprawdzali wszystkich odbierając szklane naczynia i choćby najmniejsze noże) tutaj mieli nie lada gratkę. Na szczęście najpierw pytali a nie strzelali. Noc, jak większość ludzi, spędziliśmy na placu pod chmurką (pożyczony śpiwór bo wtedy trudno było kupić). Byłem jednym z wolontariuszy obsługujących wydarzenie. Miałem czapkę i jakiś znaczek, które pozwalały mi swobodnie przemieszczać się po całym terenie pomiędzy sektorami i przebywać w bezpośrednim sąsiedztwie papieża. Stąd wybór mnie jako reprezentanta klubu. Fotografie z takich wydarzeń powielało się później i rozprowadzało (darmowo), bo według oficjalnych mediów wizyta miała marginalne znaczenie i nie cieszyła się specjalnym zainteresowaniem. Nie wszystkie filmy jakie posiadałem miały 36 klatek. Chyba dwa były 24 klatkowe. Miałem więc możliwość wykonania około 280 fotografii. Nad każdym zdjęciem trzeba się było dobrze zastanowić, bo za chwilę mogło się wydarzyć coś bardziej wartego uwiecznienia. Nie można się też było denerwować gdyż zbyt szybkie przewijanie filmu po wykonaniu zdjęcia często prowadziło do zerwania perforacji lub wyrwania filmu ze szpulki przy wykonywaniu ostatniego zdjęcia. Uniemożliwiało to wciągnięcie z powrotem filmu do kasety co groziło jego prześwietleniem w przypadku otwarcia aparatu w nieodpowiednim momencie. Z tego względu w wątpliwych przypadkach wkładało się aparat do kurtki/swetra itp, ręce w rękawy od drugiej strony i po omacku przewijało. Zagrożenie było na tyle duże, że prawie nigdy nie postępowało się inaczej. Mając możliwość przebywania na pierwszej linii razem z zachodnimi korespondentami/fotografami dostrzegałem różnicę. Oni mieli całe torby wypakowane filmami i automatyczne aparaty. Wykonywali zdjęcia seriami robiąc kilka klatek na sekundę co umożliwiało uchwycenie najlepszego momentu. Ja "modliłem" się przy każdym zdjęciu. Warunki wykonywania fotografii były na tyle zmienne, filmy o różnej czułości a każdy aparat na tyle różny, ze musiałem wprowadzać inne ustawienia czasu i przysłony. Nie było trybu automatycznego. Jego rolę spełniało ogólne ustawienie przysłony na 4 i czasu na 1/125. Wielu ludzi przekazywało mi swoje adresy prosząc o przesłanie odbitek za opłatą. Przy czym nie chcieli aby zrobić im zdjęcie tylko przesłać jakiekolwiek z tego wydarzenia w tym fotografie papieża. Po powrocie do klubu mieliśmy ciężkie zadanie. Filmy wywoływaliśmy samodzielnie ale zarówno one jak i materiały chemiczne do wywoływania były dosyć niepewne. Zawsze robiło się poprawki ze względu m. innymi na ich datę ważności brak ścisłej kontroli temperatury itp. Najczęściej zdarzało się, ze film był niedowołany wiec wprowadziliśmy takie poprawki, że je przewołaliśmy i były za ciemne. Wymagały długiego naświetlania. Można było w takich przypadkach zastosować tzw osłabiacz ( tak jak w przeciwnym wypadku wzmacniacz) ale było to na tyle niepewne, ze mogło grozić utratą zdjęć w ogóle. Zrobiliśmy więc te które było łatwiej naświetlić a pozostałe odłożyliśmy do wykonania w przyszłości gdy technika pozwoli na ich bezpieczną korektę. Filmy cięło się na odcinki po 6 klatek, pakowało w papierowe albumy i opisywało każda klatkę. To była bardzo dobra metoda, bo zwijane w rulon przy każdym przeglądaniu się rysowały. W takim albumie mieściło się co najmniej kilkanaście filmów. Pod koniec lat osiemdziesiątych pożyczyłem taki album, dawno niewidzianemu koledze, aby zrobił sobie odbitki fotografii z imprezy, kiedy kończyliśmy kurs ratownika wodnego i płetwonurka. W tym albumie były również filmy z wizyty papieża. Kolega wyjechał pośpiesznie do Niemiec i słuch po nim zaginął. Mam nadzieję, że chociaż fotografie gdzieś, kiedyś wypłyną. Wiele z nich było na tyle charakterystycznych, że na pewno je rozpoznam.
Przy kolejnej wizycie Papieża we Wrocławiu – 31.05. 1997r. mieszkałem już na wrocławskim Szczepinie i to przy trasie przejazdu, pomiędzy Placem Jana Pawła II i Placem Solidarności. Było deszczowo i chłodno. Oczekiwałem na przejazd z Żoną i Dziećmi. Mimo upływu czasu i pojawieniu się fotografii cyfrowej. Aparaty komercyjne dopiero wtedy zaczęły się pojawiać. Miałem wiec już porządny aparat, ale wciąż zdjęcia wykonywałem tradycyjnie na kliszy. Słabym punktem mojego aparatu była bateria. Długie oczekiwanie przy włączonym aparacie i testowaniu nastaw spowodowało, że jak Papież nadjechał zrobiłem tylko jedną fotografię i bateria padła. W ten sposób z dwóch wizyt Papieża we Wrocławiu mam tylko jedną fotografię: Jan Paweł II na Placu Jana Pawła II.
Dzieci od dawna słyszały, ze odwiedzi Nas Papież i brały to dosłownie. Gdy przejechał przez plac i nie skręcił do nas były zawiedzione. Pytały: dlaczego? na co ktoś z widzów odpowiedział, że Papież odwiedza tylko ważne osoby. To znacznie pogorszyło nastrój. Dzieci były zdruzgotane „To My nie jesteśmy ważni”.
Taka jest moja historia, a jakie są Wasze? Jeśli macie ochotę podzielić się nimi to wysyłajcie je wraz z ewentualnymi fotografiami na adres mailowy
I nie przejmujcie się; Wszyscy jesteśmy ważni.