SZCZUROŁAP albo „KLATKA NA PTAKI”
Znaczna część Wrocławia, a w szczególności Szczepin leży na gruzach domów zniszczonych podczas II wojny światowej. Daje to schronienie dla wielu gryzoni, a zwłaszcza myszy i szczurów. Nadal można je spotkać w piwnicach, ale coraz rzadziej, odkąd nie przechowujemy tam żywności (ziemniaki, inne warzywa). W budynku, w którym mieszkam od lat nikt nie widział szczura w piwnicy i tylko przybywa wykładanych przez administrację nietkniętych trutek. Szczury przeniosły się na podwórze i do tuneli pod ziemią, jakie tworzą gruzowiska po zniszczonych domach, znajdujące się pod przyległym parkingiem oraz nieczynne rury kanalizacyjne i wodociągowe.
Na podwórze i trawnik przy parkingu trafiają ogromne ilości odpadków konsumpcyjnych – chleba, resztek obiadowych, ciast, warzyw, owoców. Dopóki tak się dzieje nie sposób myśleć o zmniejszeniu populacji gryzoni. Najczęściej osoby wyrzucające żywność (gł. chleb) twierdzą, że to z chęci pomocy ptakom oraz uważają, że wyrzucanie chleba do śmieci jest grzechem. Pomijając fakt, że nie wszystko służy ptakom to z reguły wymagają one pomocy tylko w zimie. Zalegające resztki psują się i niekiedy dochodzi do zatruć , głównie psów ( z takimi skargami zgłaszali się do Rady Osiedla mieszkańcy).
Ptaki bardziej potrzebują miejsc lęgowych niż pożywienia. Jerzyki, jaskółki, kopciuszki, rudziki zjadają ogromne ilości uciążliwych dla nas owadów, ale docieplanie budynków i remonty stolarki okiennej redukują ilość dostępnych miejsc. Pomiędzy budynkiem Sokolnicza 32 i Drzewna 7 znajduje się niewielkie podwórze zamknięte również z pozostałych dwóch stron. W budynkach i na ich elewacjach znajdowały się liczne gniazda jaskółek, jerzyków oraz kopciuszków. Obecnie zostało tylko jedno gniazdo jaskółki dymówki w bramie domu Sokolnicza 32. Tym razem są tu trzy młode, ale to ostatni lęg, bo remont budynku jest na ukończeniu i gniazdo zostanie rozebrane.
Oczywiście nie ma powodów by się tym przejmować, bo ostatecznie nie jest to dobre miejsce dla ptaków zanieczyszczających klatkę. W budynkach są jednak miejsca, które można by udostępnić ptakom. Budynek po przeciwnej stronie, przy Drzewnej 7 jest jeszcze nie remontowany i posiada liczne zamurowane nisze okienne w których można umieścić instalacje dla ptasich gniazd. Do 2011r. były tam gniazda jaskółek, ale zostały zniszczone przy ostukiwaniu elewacji z opadającego tynku, jako wstęp do remontu, który się do dzisiaj nie rozpoczął.
W jednym z otworów wentylacyjnych od ośmiu lat gnieżdżą się kopciuszki wyprowadzające dwa legi w roku. O dziwo nie gniazdują tu gołębie. W jednej z nisz pozostały jeszcze resztki porzuconego gniazda. Nie gniazdują, ale jest ich tu wiele. Przylatują o świcie i siadają rzędem na murku czekając na resztki. Wraz z przesuwającymi się promieniami słońca zmieniają miejsce przemieszczając się ze wschodu na zachód podwórza w poszukiwaniu zacienionych miejsc. Wieczorem siedzą w niszach okiennych budynku przy Drzewnej i opuszczają je dopiero przed zachodem słońca. Z „dokarmiania” chlebem czy resztami obiadowymi w największej mierze korzystają właśnie gołębie, których populacja rośnie, a jednocześnie aktywność spada.
Gołębie ponadto, w większym stopniu niż inne ptaki przenoszą pasożyty, bakterie i wirusy powodujące choroby groźne dla człowieka (obrzeżki, ptaszeńce, nicienie, salmonella). Udomowione jeszcze w starożytności służyły i służą nadal jako pożywienie dla ludzi, ale poza niektórymi okolicami lub szczególnymi okresami ( wojny) u nas nie są często jadane. Jeśli jednak, to głównie te hodowlane. Na Szczepinie można je było dostać do 1995 r na placu handlowym przy ulicy Słubickiej (obecnie TGG). Hoduje się też różne rasy w celach hobbystycznych, eksperymentalnych czy użytkowych tak jak np. gołębie pocztowe używane do dostarczania listów, lub jak podczas II wojny światowej do naprowadzania bomb na okręty.
Odżywianie tym co wyrzuca człowiek powoduje też choroby u samych gołębi i innych ptaków ( ptactwo wodne – kaczki, łabędzie, gęsi). Z „dokarmiania” korzystają też wróblowate ( głównie mazurki i wróble) ale te w okresie lęgowym polują również na owady. Podobnie jest z krukowatymi (wrona, sroka, kruk), ale one polują również na owady i drobne gryzonie. Tak więc jeśli wyrzucamy resztki jedzenia w mieście przyczyniamy się do zwiększenia próżniaczej, coraz bardziej zdegenerowanej genetycznie populacji gołębi miejskich, która w rewanżu oddaje nam to wszystko drugą stroną systemu pokarmowego, pozostawiając ślady na elewacjach, samochodach i ubraniach. Miasta wydają ogromne kwoty na zabezpieczenia budynków przed gołębiami. Oczywiście gołębie czy szerzej gołębiowate również należą do ekosystemu i też muszą żyć. To wiele różnych gatunków, z których niektóre są zagrożone wyginięciem. Jednak zdecydowanie dla naszego i ich dobra populacja gołębia miejskiego nazywanego też „latającym szczurem” powinna być ograniczona.. Niezależnie od tego czy zgadzamy się z tym określeniem czy nie podobieństw jest wiele. Szczury, a właściwie pasożytujące na nich pchły roznoszą wiele chorób - dżuma, dur brzuszny, włośnica, tularemia. Epidemie dżumy pozbawiły życia miliony osób. Odkryte ostatnio na Szczepinie zbiorowe mogiły kryją najprawdopodobniej ofiary jednej z tych epidemii.
Kiedy wspomniane gołębie odlatują z podwórza i zapada zmierzch to wtedy zastępują je szczury wychodząc ze szczelin w podłożu pod śmietnikiem, komórek i studzienki. Dojadają to, czego nie zdążyły dojeść gołębie albo co zostało wyrzucone po ich odlocie. Ostrożne na tyle, że zawsze zbierają resztki i zanoszą do zjedzenia w bardziej ustronne miejsce. Mieszkam na parterze, ale i tak pewnie bym tego nie zauważał, gdyby nie zainstalowane przy wejściach do bram światła, uruchamiane na ruch. Sam o nie prosiłem administrację, a teraz ciężko spać bo bywa jak w dyskotece.
Spośród kilkudziesięciu gatunków szczurów dwa występujące u nas - śniady i wędrowny, są głównymi roznosicielami chorób. Czy są do czegokolwiek potrzebne? Mają swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym. Polują na nie drapieżne ssaki i ptaki, ale w mieście dosyć skutecznie wytępiliśmy ich naturalnych wrogów. Dopiero od ok. 20 lat rośnie liczba ptaków drapieżnych w miastach – krogulce, pustułki, jastrzębie, myszołowy. Coraz częściej tez spotkać można, nawet w centrach miast, drapieżne ssaki łasicowate – łasice, kuny czy tchórze (na Szczepinie jest co najmniej kilka kun). W przypadku tych ostatnich to jednak zamiana siekierki na kijek, gdyż łasicowate wprawdzie polują na szczury, ale same też potrafią wyrządzić wiele szkód. Nie wiem jak to jest w innych miejscach, ale we wspomnianej lokalizacji przy Drzewnej od lat przez firmy deratyzacyjne stosowana jest ta sama trutka – RATIMOR PASTA w saszetkach. Wystarczy policzyć saszetki żeby wiedzieć, że szczury tego nie jedzą. Specjaliści twierdzą, że szybko się uczą i jeśli któremuś zaszkodzi spożyte jedzenie, inne tego nie tkną. Tymczasem trzeba sobie jakoś radzić, więc zakupiłem klatkę – żywo łapkę. Nie żebym się zawziął na biedne gryzonie ale mam koty, które wychodzą na podwórze i jak napotkają szczura to próbują go złowić. Niestety dosyć skutecznie, więc istnieje ryzyko bezpośredniego zarażenia po ugryzieniu lub przeniesieniu pcheł. Ponadto jak przychodzi zima to szczury próbują się przedostać do mieszkania. Przemieszczają się wzdłuż rur kanalizacyjnych z których część jest jeszcze z XIX w. i niekiedy dostają się do wewnątrz obalając tym samym mit, że trzymają się z dala od kotów. W tym tygodniu złapałem pierwszego w tym roku szczura wędrownego. Nie największy bo tułów mierzył 23 cm, a dorastają one do ok 30 cm. Narobił jednak takiego rabanu, że nie wiem czy którykolwiek z pozostałych wejdzie do klatki, bo na razie omijają ją z daleka.
Oczywiście nie namawiam nikogo do łapania szczurów na „własną rękę”. To jedynie wyraz determinacji i chęć pokazania, że mimo wyłożonej trutki i załatania wylotu jednego ze szczurzych korytarzy one mają się dobrze i trzeba znaleźć inny sposób na zredukowanie ich populacji. To tylko zarys tematu oparty na jednym konkretnym miejscu, ale rozmawiając z mieszkańcami i przeglądając doniesienia medialne wiem, że podobnie jest wszędzie.
Do lat 90 tych XX w., wiele gospodarstw nie wyrzucało resztek żywności. Ziemniaki ugotowane w zbyt dużej ilości, następnego dnia służyły do przygotowania kopytek. Podsuszone pieczywo moczyło się w mleku i smażyło na patelni robiąc grzanki. Całkiem suche pieczywo przetwarzało się na tarte i używało do panierowania itd.itp. Teraz jest to przedmiotem osobnej dziedziny aktywności nazywanej „Zero Waste”, w ramach której odkrywa się na nowo wiele ze stosowanych dawniej sposobów oszczędnego gospodarowania, ale też wprowadza wciąż nowe pomysły.
Część suchego chleba odbierali od mieszkańców indywidualni hodowcy niewielkiej ilości trzody, drobiu lub posiadacze koni, ale to też skończyło się w latach 90 tych XX w. wraz z upadkiem tej formy działalności gospodarczej. Pojawiły się wtedy na klatkach schodowych (miejscami już wcześniej) pojemniki na suche pieczywo. Nigdy to jednak dobrze nie funkcjonowało. Do pojemników trafiał często chleb przetrzymany w folii, zainfekowany pleśnią i grzybami, który skażał pozostałe.
Resztki obiadowe w niektórych krajach wrzucane są do zlewu wyposażonego w młynek. Jest to jednak rozwiązanie z wielu względów uciążliwe (trudność montażu, brak urządzeń kompatybilnych z nasza armaturą) oraz bywa niebezpieczne (urazy mechaniczne, porażenia). U nas większość resztek obiadowych trafia do sedesu lub wiadra z odpadami zmieszanymi. Stara infrastruktura sanitarna z XIX – XX w. powoduje, że szczury dostają się do kanalizacji i żerują na wysypiskach.
Reasumując:
1. Gołębie miejskie maja prawo żyć, ale powinny się utrzymywać same i nie powinniśmy ich karmić. Jest to gatunek synantropijny potrafiący się uzależnić całkowicie od karmienia/dokarmiania przez człowieka.
2. Jeśli ktoś chce, karmić inne ptaki czy nawet gołębie powinien to robić zgodnie z zaleceniami ornitologów (tu jest większość zasad - https://pl.wikipedia.org/wiki/Dokarmianie_ptak%C3%B3w) i tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
3.Szczury mają wielkie zasługi w badaniach laboratoryjnych, są również mądrymi i miłymi zwierzętami hodowlanymi, ale ze względów epidemiologicznych i wyrządzanych przez nie szkód należy ograniczyć ich populację. Nie należy więc pozostawiać w przestrzeni miejskiej żadnego dostępnego dla nich pożywienia.
4. Deratyzacja powinna być prowadzona zmiennie, różnymi środkami.
5. Powinniśmy ułatwić osiedlanie się w mieście ptaków drapieżnych polujących na gryzonie oraz odstraszające lub polujące na gołębie (np. pustułka, krogulec). Przy okazji wesprzeć też osiedlanie ptaków owadożernych ( w jednym i drugim wypadku przez umieszczanie budek lęgowych i innych instalacji)
6. Powinniśmy ograniczyć zakupy tak, aby zmniejszyć do minimum pozostawanie resztek lub przeterminowanie produktów oraz zacząć wykorzystywać różnorodne przepisy kulinarne zapobiegające marnotrawieniu prowadzącemu do zaśmiecania resztkami miasta. To niewątpliwie zadanie dla każdego indywidualnie i dla ruchu „Zero Waste”. W jakiejś części jest to realizowane, ale chodzi tylko o zwrócenie uwagi na fakt, że wyrzucenie zielonej kiełbasy (przykład z wczoraj) na trawnik czy obok śmietnika nie jest tożsame z brakiem marnotrawstwa.
Problem jest ogólny więc i działania powinny być prowadzone i koordynowane przez służby miejskie (WCRS) w porozumieniu z Radami Osiedli i organizacjami społecznymi. Przede wszystkim konieczna jest zakrojona na szeroką skalę akcja edukacyjna prowadzona wszystkimi dostępnymi kanałami.
Jeśli macie państwo jakieś uwagi, przemyślenia, opinie to proszę o zamieszczenie w komentarzu lub przesłanie na adres