- Szczegóły
PODZIEMNY WROCŁAW - SZCZURY SZCZEPINA 1
SKWER ŚW DAMIANA DE VEUSTER
Wrocław i jego rozległe podziemia. Ile w tym prawdy, a ile legendy? Niezależnie od rzeczowych argumentów legenda nigdy nie zginie, bo taka jej natura. Często mieszkańcy dopatrują się istnienia podziemi tam gdzie ich być nie może a nie zauważają tych oczywistych, obok których często przechodzą. Postaram się w kilku niewielkich artykułach przedstawić te z nich, które znajdują się na Szczepinie.
Ostatnio przy skwerze św. Damiana de Veuster był budowany plac zabaw. Na północ od niego zlokalizowany jest jeden z podziemnych obiektów związanych z okresem II wojny światowej. Jest to szczelina przeciwlotnicza, rodzaj schronu będącego rozwiniętą formą okopu. Szczeliny były tymczasowe (drewno, ziemia) i stałe (beton, żelbeton, cegła). Miały różne kształty. Od prostych, prostokątnych, wąskich pomieszczeń po rozwinięte, skomplikowane konstrukcje o zygzakowatym przebiegu. We Wrocławiu budowano je od lat trzydziestych po II wojnę światową. Stanowiły schronienie na wypadek ataku z powietrza. Były lokalizowane w pobliżu skupisk ludzkich – dworce, zakłady przemysłowe. Ten przy obecnym skwerze św. Damiana był zbudowany na terenie walcowni cyny braci Anderssen, na częściowo zadrzewionym placu otoczonym murem.
Obiekty te są trudne do adaptacji na inne cele. Nie wiadomo w jakim stanie jest ten schron ale może warto to sprawdzić i postarać się go jakoś wykorzystać. Do sprawy jeszcze wrócimy (więcej fotografii na stronie fb)
- Szczegóły
PODZIĘKOWANIA DLA SPECJALISTÓW ze ZDiUMu - Pl. ŚW MIKOŁAJA
W imiieniu mieszkańców i własnym składam podziękowania dla pracowników ZDIUMu za interwencję w sprawie zapadliska w chodniku przy ul. Zachodniej / pl. św. Mikołaja.
Sprawa wydaje się banalna, a zakres interwencji przesadzony, ale najprawdopodobniej uszkodzenie chodnika jest spowodowane zapadnięciem jednego z grobów na istniejącym tu od średniowiecza cmentarzu. O cmentarzu zamieszczałem już informacje na stronie osiedla.
Przytaczam je w skrócie poniżej:
Cmentarz parafii Św. Mikołaja – przykościelny, katolicki. Otwarty najprawdopodobniej z chwilą powstania parafii w 1250 r., czynny do 1866 r., zlikwidowany po 1945r. Pochowano tu miedzy innymi ofiary oblężenia Wrocławia z 1474r. W 1736 r zniszczony przez powódź, a w 1806 i 1945 przez działania wojenne. Kościół – początkowo kaplica wzmiankowana w 1175 r. oraz w 1241r. zniszczony w 1806, odbudowany i znów zniszczony w 1945 r.
radny Andzrej Dwojak
- Szczegóły
PODZIĘKOWANIA DLA "LIKWIDATORÓW DZIUR" ze ZDIUMu - LEGNICKA 27
W imieniu mieszkańców i własnym dziękuję za nterwencję w sprawie zapadliska w chodniku przy ul. Legnickiej 27. Problem powtarza się tam od lat, ale tym razem prace objęły naprawdę duzy zakres. Miejmy nadzieję, że to zakończy sprawę.
radny Andrzej Dwojak
- Szczegóły
PODZIĘKOWANIA DLA "POGROMCÓW REKLAM" ZE ZDiUM
W imieniu mieszkańców i własnym dziękuję za interwencję w sprawie likwidacji bilboardu
na skwerze przy ul. Zachodniej/Długiej.
Już nie zasłania słońca i nie szpeci.
Pozdrawiam
Andrzej Dwojak
- Szczegóły
JAN PAWEŁ II na PLACU JANA PAWŁA II
Trwają obchody 40. rocznicy pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Nie odwiedził wtedy Wrocławia. Zrobił to podczas II i VI pielgrzymki. Druga miała miejsce w 1983 r, a we Wrocławiu był 21.06.
Mieszkałem wtedy w Legnicy. Przyjechałem ze znajomymi dzień wcześniej. Jechaliśmy dużym fiatem ul. Legnicką a następnie Podwalem. Na skrzyżowaniu z Zelwerowicza mieliśmy wypadek - zderzenie z tyłem poprzedzającego samochodu. Siedziałem na tylnej kanapie a na półce przy szybie leżał ciężki, radziecki aparat fotograficzny Zenit typu fotosnajper z kolbą jak karabin maszynowy. Tą kolbą dostałem w kręgosłup i do dzisiaj wspominam Szczepin. Nieraz ze łzą w oku. Nie wiedziałem jeszcze wtedy że juz niedługo zamieszkam w pobliżu miejsca wypadku. Aparat fotosnajper i dwa inne dostałem od swojego Klubu Fotograficznego. Klub był organizacją społeczną z ciemnią urządzoną w dawnej pralni. Zostałem oddelegowany i wyposażony przez klub w to co mieliśmy najlepszego. Ciężko było z dostępnością filmów. Miałem jeden slajd i sześć czarno białych ORWO. Byliśmy zakwaterowani u znajomych przy ul. Hallera. Trudno powiedzieć w jakim celu, bo tylko przyjechaliśmy i od razu szliśmy na piechotę na Partynice. Tam czekało nas spore zamieszanie z milicją, która przy przeszukaniu zobaczyła u mnie kolbę od karabinu ( sprawdzali wszystkich odbierając szklane naczynia i choćby najmniejsze noże) tutaj mieli nie lada gratkę. Na szczęście najpierw pytali a nie strzelali. Noc, jak większość ludzi, spędziliśmy na placu pod chmurką (pożyczony śpiwór bo wtedy trudno było kupić). Byłem jednym z wolontariuszy obsługujących wydarzenie. Miałem czapkę i jakiś znaczek, które pozwalały mi swobodnie przemieszczać się po całym terenie pomiędzy sektorami i przebywać w bezpośrednim sąsiedztwie papieża. Stąd wybór mnie jako reprezentanta klubu. Fotografie z takich wydarzeń powielało się później i rozprowadzało (darmowo), bo według oficjalnych mediów wizyta miała marginalne znaczenie i nie cieszyła się specjalnym zainteresowaniem. Nie wszystkie filmy jakie posiadałem miały 36 klatek. Chyba dwa były 24 klatkowe. Miałem więc możliwość wykonania około 280 fotografii. Nad każdym zdjęciem trzeba się było dobrze zastanowić, bo za chwilę mogło się wydarzyć coś bardziej wartego uwiecznienia. Nie można się też było denerwować gdyż zbyt szybkie przewijanie filmu po wykonaniu zdjęcia często prowadziło do zerwania perforacji lub wyrwania filmu ze szpulki przy wykonywaniu ostatniego zdjęcia. Uniemożliwiało to wciągnięcie z powrotem filmu do kasety co groziło jego prześwietleniem w przypadku otwarcia aparatu w nieodpowiednim momencie. Z tego względu w wątpliwych przypadkach wkładało się aparat do kurtki/swetra itp, ręce w rękawy od drugiej strony i po omacku przewijało. Zagrożenie było na tyle duże, że prawie nigdy nie postępowało się inaczej. Mając możliwość przebywania na pierwszej linii razem z zachodnimi korespondentami/fotografami dostrzegałem różnicę. Oni mieli całe torby wypakowane filmami i automatyczne aparaty. Wykonywali zdjęcia seriami robiąc kilka klatek na sekundę co umożliwiało uchwycenie najlepszego momentu. Ja "modliłem" się przy każdym zdjęciu. Warunki wykonywania fotografii były na tyle zmienne, filmy o różnej czułości a każdy aparat na tyle różny, ze musiałem wprowadzać inne ustawienia czasu i przysłony. Nie było trybu automatycznego. Jego rolę spełniało ogólne ustawienie przysłony na 4 i czasu na 1/125. Wielu ludzi przekazywało mi swoje adresy prosząc o przesłanie odbitek za opłatą. Przy czym nie chcieli aby zrobić im zdjęcie tylko przesłać jakiekolwiek z tego wydarzenia w tym fotografie papieża. Po powrocie do klubu mieliśmy ciężkie zadanie. Filmy wywoływaliśmy samodzielnie ale zarówno one jak i materiały chemiczne do wywoływania były dosyć niepewne. Zawsze robiło się poprawki ze względu m. innymi na ich datę ważności brak ścisłej kontroli temperatury itp. Najczęściej zdarzało się, ze film był niedowołany wiec wprowadziliśmy takie poprawki, że je przewołaliśmy i były za ciemne. Wymagały długiego naświetlania. Można było w takich przypadkach zastosować tzw osłabiacz ( tak jak w przeciwnym wypadku wzmacniacz) ale było to na tyle niepewne, ze mogło grozić utratą zdjęć w ogóle. Zrobiliśmy więc te które było łatwiej naświetlić a pozostałe odłożyliśmy do wykonania w przyszłości gdy technika pozwoli na ich bezpieczną korektę. Filmy cięło się na odcinki po 6 klatek, pakowało w papierowe albumy i opisywało każda klatkę. To była bardzo dobra metoda, bo zwijane w rulon przy każdym przeglądaniu się rysowały. W takim albumie mieściło się co najmniej kilkanaście filmów. Pod koniec lat osiemdziesiątych pożyczyłem taki album, dawno niewidzianemu koledze, aby zrobił sobie odbitki fotografii z imprezy, kiedy kończyliśmy kurs ratownika wodnego i płetwonurka. W tym albumie były również filmy z wizyty papieża. Kolega wyjechał pośpiesznie do Niemiec i słuch po nim zaginął. Mam nadzieję, że chociaż fotografie gdzieś, kiedyś wypłyną. Wiele z nich było na tyle charakterystycznych, że na pewno je rozpoznam.
Przy kolejnej wizycie Papieża we Wrocławiu – 31.05. 1997r. mieszkałem już na wrocławskim Szczepinie i to przy trasie przejazdu, pomiędzy Placem Jana Pawła II i Placem Solidarności. Było deszczowo i chłodno. Oczekiwałem na przejazd z Żoną i Dziećmi. Mimo upływu czasu i pojawieniu się fotografii cyfrowej. Aparaty komercyjne dopiero wtedy zaczęły się pojawiać. Miałem wiec już porządny aparat, ale wciąż zdjęcia wykonywałem tradycyjnie na kliszy. Słabym punktem mojego aparatu była bateria. Długie oczekiwanie przy włączonym aparacie i testowaniu nastaw spowodowało, że jak Papież nadjechał zrobiłem tylko jedną fotografię i bateria padła. W ten sposób z dwóch wizyt Papieża we Wrocławiu mam tylko jedną fotografię: Jan Paweł II na Placu Jana Pawła II.
Dzieci od dawna słyszały, ze odwiedzi Nas Papież i brały to dosłownie. Gdy przejechał przez plac i nie skręcił do nas były zawiedzione. Pytały: dlaczego? na co ktoś z widzów odpowiedział, że Papież odwiedza tylko ważne osoby. To znacznie pogorszyło nastrój. Dzieci były zdruzgotane „To My nie jesteśmy ważni”.
Taka jest moja historia, a jakie są Wasze? Jeśli macie ochotę podzielić się nimi to wysyłajcie je wraz z ewentualnymi fotografiami na adres mailowy
I nie przejmujcie się; Wszyscy jesteśmy ważni.
- Szczegóły
PODZIĘKOWANIA DLA "PŁOTKARZY" ze ZDiUMu
W imieniu mieszkańców i własnym dziękuję za rekordowo szybką interwencję
i montaż brakujacych płotków przy przejściu dla pieszych na ul Zachodniej.
Oczekujemy na rekultywację przyległego trawnika.
Pozdrawiam
radny Andrzej Dwojak